Podejrzewam, iż większość żeglarzy nie bardzo wie, dlaczego zmieniono nazwę flagowej jednostki PZŻ i ex "Henryk
Rutkowski" to dziś "Kapitan Głowacki".
O Włodzimierzu Głowackim nie wspomnę, bo informacje o nim i w "Encyklopedii Żeglarskiej" i w "Żaglach" i w
literaturze żeglarskiej. Rutkowski natomiast dla większości pozostaje postacią nieznaną, a nota biograficzna
w wydanej 4-tomowej Encyklopedii Powszechnej PWN zawiera półprawdy i ewidentne kłamstwo. Oto fragment encyklopedycznej
noty: "...za próbę zamachu na prowokatora J.Cechnowskiego skazany na karę śmierci; rozstrzelany na stokach Cytadeli
Warszawskiej".
Naprawdę rzecz miała się tak: Rutkowski był członkiem Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, przybudówki
Komunistycznej Partii Polski. Ponieważ obie te organizacje w swym oficjalnym programie opowiadały się za utworzeniem
radzieckiej (!) Polskiej Republiki Rad (po wcześniejszym "przekazniu" Śląska - Niemcom, Wileńszczyzny - Litwinom,
Polesia - sowieckiej Białorusi, a Podola i Lwowa - sowieckiej republice Ukrainy). Defensywa, ówczesny odpowiednik
Urzędu Ochrony Państwa, rozpracowywała KPP i KZMP, które - dodac warto - stanowiły rekrutacyjną bazę dla sowieckiego
wywiadu. Jednym z pracowników Defensywy, który wyróżnił sie w rozbiciu jednej z takich siatek szpiegowskich był
funkcjonariusz Defensywy, Józef Cechnowski. Po ujawnieniu jego roli w trakcie procesu szpiegów sowieckich działających
w Polsce, kapturowy "sąd" KPP skazał go na karę śmierci. "Wyrok" na Cechnowskiego mieli wykonać "kolektywnie":
wieloletni sowiecki agent, członek KPP - Władysław Kniewski oraz dwóch członków KZMP: Władysław Hibner i - właśnie -
Henryk Rutkowski. Wymieniona trójka umówiła się na spotkanie z Cechnowskim na skrzyżowaniu ulic Chmielnej, Zgoda
i Brackiej (w Warszawie) licząc na to, iż tam bez kłopotu uda się zastrzelić funkcjonariusza "Defy".
Cechnowski wiedział jednak, iż jego rola "wtyczki" w KPP przestała być tajemnicą i nie zjawił się na umówione spotkanie;
Defensywa natomiast w porozumieniu z Policją postanowiła schwytać zamachowców niejako "na gorącym uczynku", czyli
z bronią, oczywiście posiadną nielegalnie. W przysłowiowy "biały dzień" przy zbiegu wspomnianych ulic pojawili się
funkcjonariusze Defensywy i umundurowani policjanci, którzy wezwali trójkę zamachowców do poddania się. Ci postanowili
wywołać popłoch i uciec korzystając z zamętu. Zaczęli ostrzeliwać się, kierując ogień nie tylko w stronę policjantów,
ale i przypadkowych przechodniów. W strzelaninie, a strzelali tylko oni, nie usiłujący ich wziąć żywcem policjanci,
zginęła kobieta i dziecko. Gdy zabrakło pocisków w magazynkach pistoletów policjanci schwytali całą trójkę. Oczywiście
doszło do procesu. Ówczesny polski kodeks karny przewidywał dwa rodzaje kary smierci: honorową (przez rozstrzelanie),
gdy karę taką orzekano za zabójstwo o podłożu ideowo-politycznym (stąd np. wcześniej roztrzelano zabójcę prezydenta
Narutowicza - Eligiusza Niewiadomskiego) oraz karę śmierci hańbiącą, przez powieszenie, gdy zabójstwo miało ewidentne
cechy przestępstwa kryminalnego. Za zabicie przypadkowych przechodniów Hibner, Kniewski i Rutkowski, zostali skazani
jako bandyci na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano, ale nie Cytadeli
(byłą więzieniem wojskowym) lecz w więzieniu. Nawiasem: w r. 1926 J.Cechnowski pracujący w ekspozyturze Defensywy
we Lwowie został zastrzelony przez ukraińskiego Żyda, komunistę Naftalego Botwina. Tu także schwytano mordercę i...
ponieważ było to zabójstwo "ideowo-polityczne" skazano go na karę śmierci, ale przez rozstrzelanie.
W latach PRL-owskich trzej mordercy weszli do pocztu "świętych" bojowników komunizmu; stąd m.in. zmieniono nazwy trzech
ulic w Warszawie nadając im nazwiska Hibnera, Kniewskiego i Rutkowskiego.
S/y "Henryk Rutkowski" przez kolejne lata był flagową jednostką PZŻ. Zabawne, ale wielu żeglarzy pytanych o to, kim
był patron żaglowca dawało odpowiedzi wręcz anegdotyczne: "Członkiem AK... Szarych Szeregów, wybitnym działaczem PZŻ
okresu międzywojennego...". Swoista wojna o to, by PZŻ-towska jednostka przestała nosić imię polskiego odpowiednikia
Horsta Wessela, trwała długie lata. Były przedziwne opory przed zmianą nazwy, opory nie rozszyfrowywane personalnie.
Wreszcie recz urosła do wymiaru skandalu i dopiero wtedy zarząd PZŻ podjął odpowiednią uchwałę.
O tym kim był kapitan Włodzimierz Głowacki, jakie są Jego zasługi dla polskiego jachtingu - jak mam nadzieję - wiedzą
wszyscy żeglarze.